poniedziałek, 25 czerwca 2012

Nowość dodaje świeżości zarówno osobie jak i otoczeniu.


www.doswiadczaj.pl 


Teraz tam publikuję swoje wpisy. Zapraszam!


Pozdrawiam,
Karolina Tomczyk

piątek, 23 marca 2012

Recenzja


Catherine Devrye

„Gorąca herbata z cytryną – 52 rady jak odnieść życiowy sukces”


Gorąca herbata z cytryną” to lektura dla osób, które posiadają otwarty umysł i chcą, aby w ich życiu nastała zmiana na lepsze. W książce tej przedstawione są 52 cytaty, a każdy z nich jest esencją całego interesującego rozdziału, który nie przedstawia gotowych rozwiązań, ale motywuje do tego, aby zastanowić się nad swoim własnym życiem. Dzięki krótkim, lecz posiadającym ogromny przekaz rozdziałom, czytelnik ma doskonałą okazję na konkluzję, wyciągnięcie z niego wniosków oraz przełożenie wcześniej przeczytanego tekstu na swoje własne doświadczenie. Książka ta pozwala spojrzeć na nasze życie z zupełnie innej perspektywy – w sposób rozsądny nakłania do czerpania przyjemności z życiowych chwil i łapania szczęścia w garści. Motywuje ona również do spełniania swoich marzeń, wyznaczania sobie celów oraz realizowania siebie. Książka napisana jest łatwym i przystępnym językiem, dzięki czemu czyta się ją bardzo lekko i szybko.

‘Umysły są jak spadochrony – niebezpieczne tylko wtedy, gdy się nie otwierają’ (Robert Darrah). Cytat ten stał się moim mottem, który podąża wraz ze mną mimo upływu lat. Znalazłam go w opisanej przeze mnie książce pt.: „Gorąca herbata z cytryną” podczas pierwszego roku studiów, który był okresem rozkwitu moich zainteresowań czytelniczych. Książka typu poradnik, napisana przez nie znaną mi jeszcze autorkę, zakupiona za tzw. marne grosze, bo tylko 7,50 zł. Najpierw zaintrygował mnie tytuł. Po przeczytaniu opisu książki znajdującego się na jej tyle pewnym było, że musi znajdować się ona w mojej skromnej biblioteczce. Zakup nie był błędem, a wręcz przerodził się w fenomen czytania tej oto książki chwilach co najmniej dziwacznych, np.: przechodząc przez przejście dla pieszych. Szybko kupiłam. Szybko przeczytałam. Fakt faktem – warto było!

Cytat, który umieściłam w powyższym akapicie mówi o pułapce stereotypowych rozwiązań, w której znalazła się większa część aktualnego społeczeństwa. Ludzie bezmyślnie akceptują zastaną rzeczywistość w której przyszło im żyć, nawet jeśli im ona nie odpowiada. Zamiast podjąć jakiekolwiek próby przekształcenia życia na lepsze, poprzez np. zmianę miejsca pracy na taką, która sprawiałby im radość, to wolą oni nie odczuwać strachu, który towarzyszyłby im przy czynnościach związanych ze zmianą miejsca pracy. Co jest tego efektem? Ludzie pracują przez lata na stałych posadach, które nie przynoszą im wewnętrznego zadowolenia, a wręcz przeciwne. Bardzo często traktują miejsca swojej pracy jako przestrzeń destrukcyjną i niszczącą. Czy warto jest zatem spędzać średnio 1900 godzin rocznie robiąc coś, co nie sprawia nam radości? My, ludzie z wygody akceptujemy stare wzorce postępowania. Nawet przez myśl nam nie przejdzie, by coś zmieniać, podczas gdy wszystko toczy się spokojnym schematem. Jesteśmy tzw. ‘skąpcami poznawczymi’, boimy się zadawać pytania, a przecież każde z nich jest lepsze niż bezmyślna akceptacja zastanej rzeczywistości. Wbrew stereotypowi osoby mało inteligentnej warto pamiętać, że ‘kto pyta nie błądzi’ oraz, że ‘nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi’.

Inny rozdział w książce jest zatytułowany: ‘Jedynie dziecko, które zmoczyło pieluszkę cieszy się ze zmiany’. Automatycznie nasuwa mi się moja własna interpretacja tego cytatu, mimo, iż w lekturze wyjaśniony jest on zupełnie inaczej. I to jest właśnie fenomen tej książki, że dzięki dużej ilości metafor można ją analizować na wiele sposobów, wyciągać z niej swoje własne wnioski. Z mojej perspektywy przytoczony cytat przedstawia człowieka, który poprzez swój upór, zaangażowanie oraz dzięki swojej wytrwałości, osiągnął upragniony cel, mimo że przysporzyło mu to nie lada trudu. Być może niejednokrotnie to co zaplanował nie udało mu się zrealizować. Być może niejednokrotnie działania towarzyszące spełnianiu swojego celu przynosiło wręcz kłopoty (np. finansowe), to on nie poddawał się. Podczas, gdy raz się potknął i upadł, to otrzepał tylko spodnie i udawał się w dalszą podróż. Finalnie osiągnął swój cel, swoje marzenie. Teraz jest osobą spełnioną, która weseli się z chwili obecnej oraz docenia to, co zdarzyło się wcześniej. Dlaczego? Ponieważ wie, że wszystko to co dzieje się w jego życiu ma swój bliżej nieokreślony cel. Całość, którą napisałam powyżej można przełożyć na nasze własne życie. Jeśli mamy plany na przyszłość, to warto do nich dążyć bez względu na początkowe niepowodzenia. Prawdziwie wartościowym życiem jest to, które ma zarówno pozytywne jak i negatywne zdarzenia, najważniejszym jest jednak, by z każdej sytuacji wysunąć odpowiednie wnioski i nauczyć się czegoś nowego. Ważne, aby starać się, by każdy błąd popełniać tylko raz w życiu.

Oczywiście mogłabym w tym momencie opisać kolejny mądry cytat z książki. Pytanie tylko brzmi, po co? Proponuję przygotować gorącą herbatę z cytryną, usiąść wygodnie w fotelu i zabrać się do lektury. Przeczytaj samemu tę książkę… Dzięki temu Ty ominiesz moich sugestii interpretacyjnych, a ja posiadać będę satysfakcję z tego, że zdołałam Cię do tego namówić i że najprawdopodobniej na zawsze zmieni się Twój światopogląd.



sobota, 10 grudnia 2011

Jesteś różowy krem na cieście.


Może faktycznie czasami nie doceniamy siebie. Skupiamy się na naszych negatywnych elementach, zapominając o tym, co posiadamy dobrego i nietuzinkowego. Ludzie na około nas, zamiast mówić sobie komplementy, wolą skupiać się na deficytach, zarówno innych jak i swoich. Takie już niestety marudy jesteśmy. Przez co my sami wpajamy sobie do głowy nasze niedoskonałości tak bardzo, że te pozytywne rzeczy dotyczące nas, bardzo często w ogóle się dla nas nie liczą. Nie zauważamy tysiąca fajnych okazji, bo nie zwracamy uwagi na to, co rzekomo jest nie dla nas. Najdziwniejsze jest to, że my sami kradniemy sobie pozwolenie na np. posiadanie czegoś, robienie czegoś bądź sądzeniu o sobie tak, a nie inaczej.

Czasami przychodzi okazja, by zastanowić się nad tym. Zdarza się coś, co wydawało się, do tej pory, kompletną abstrakcją dla danej osoby. Niby takie rzeczy nie zdarzają się osobom jak ona czy on. No i nadchodzi chwila zastanowienia... bądź też i nie. Jeśli nie, to nadal będziemy żyć jak żyliśmy. Myśląc tak jak myśleliśmy. Najlepiej jednak wyciągnąć wnioski. No bo skoro niby takie rzeczy się nie zdarzają, a się zdarzyły, to raczej się zdarzają. Aha. Czyli to jednak jest dla mnie! W sumie, to wszystko może być dla mnie, dla Ciebie. ;)

wtorek, 29 listopada 2011

Wzór na szczęście.

Mieć szczęście. Być szczęśliwym. Przyciągać do siebie szczęście. Aż sobie rzeknę: jaki szczęściarz z niego, że umie posiadać szczęście! Pewnie w jednym paluszku ma podstawianie do wzoru! ;)

Zaraz napisze coś dziwnego: otóż szczęścia można się nauczyć. Rozgryźć jego formułę. Niczym na matematyce, fizyce – okiełznać, dostawić do wzoru, zastosować. Proste? No nie dla wszystkich. W sumie nie dziwię się... Ja zawsze preferowałam język polski!


Szczęście to stan złożony z wielu czynników. Gdy będzie nam brakować choć jednego, to nigdy nie będziemy odczuwali go w pełni. Stety, bądź też niestety... Dziś nie czas na wywody filozoficzne. Może kolejnym razem.

Pierwszym składnikiem szczęścia jest utrzymanie i zdolność doceniania szczegółów (U). Brzmi tajemniczo. Klaruję. Każdy z nas wyznacza sobie jakieś cele: mniejsze bądź większe. Nieraz jednak, tak cholernie trudno zrobić jest pierwszy krok. Dzieje się tak dlatego, gdyż musimy wyjść poza naszą strefę komfortu. A my niestety nie wiemy co czeka na nas za rogiem... Uważam, że lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż na odwrót. Zatem po co zastanawiać się nad pierwszym krokiem? Zrób to! Dalej już tylko doceniaj każdy szczegół i utrzymuj działanie, bo to ono sprawia nam największą przyjemność! Zaskakujące. Bo cóż powinien robić milioner? Leżeć. To dlaczego tego nie robi? Bo działanie jest sexy! ;)

Czerpanie przyjemności z poszukiwania (P) – kolejny czynnik. Poszukiwania czego? Swojego miejsca na ziemi, rzeczy których lubimy, swojej miłości, prawdziwych przyjaciół. Wszystkiego. Byle było zgodne z nami i moralne. Trochę egoistyczne? Być może, lecz zdrowy egoizm jest tutaj wskazany.

Co może być kolejne? Ależ oczywiście, że ludzie i relacje relacje z innymi (I). Każdy człowiek potrzebuje przebywać w towarzystwie drugich osób. Rozmowy, uśmiechy.

A te wszystkie składniki przeplecione ogromną dawką emocji (E)! Towarzyszą nam one wszędzie. Trochę smutku, jeszcze więcej radości – harmonia trwa, a życie nas uzależnia! Cwane. Wie co robi! ;)

Wiemy już, co nam sprawia przyjemność. Lecz, wszystko przesiać należy przez sito podwójnie. Raz przez czynniki ograniczające poczucie szczęścia (R), a są nimi: schematyczność, zatem mało rozwinięta kreatywność; wpływy grupy – brak indywidualnego zdania; deficyt strachu, zatem zero motywacji do działania (nie boje się egzaminu, zatem nie chodzę na zajęcia). Dwa to czynniki odziedziczone (C), takie jak stresowanie się ponad miarę, dziwne mutacje, ogromna negatywna wyobraźnia, no i oczywiste 'nieszczęsne' starzenie się.

Nie ma sensu skupiać na czynnikach redukujących szczęście, gdyż te pierwsze, podnoszące je, zdecydowanie przeważają nad tymi, co je ograniczają. Dodatkowo warto dodać, że zarówno jedne jak i drugie można kształtować (z wyjątkiem niektórych czynników odziedziczonych – bo tak już jest i już! :). Z tego całego wywodu nasuwa mi się tylko jeden wniosek: "sami jesteśmy kowalami swojego szczęścia".

Tak więc moi drodzy, czas zacząć przeliczać, naliczać i mnożyć swe szczęście! Wygrzebcie z szuflady okulary optymizmu. Zaczerpnijcie łyk odwagi z przestrzeni. Zatrzymajcie się na chwile i poczujcie, że żyjecie. Szczęście – niewidzialny wirus, bakteria o zapachu swobody. Realna abstrakcja.



"Tylko od nas zależy, czy będziemy ubożsi o jeden dzień, czy też bogatsi o to czego w nim dokonaliśmy"- Agnieszka Lisak

niedziela, 13 listopada 2011

Złodziej.

Bum!

I stało się! Wszechogarniający smutek nie pozwala żyć normalnie. Krąży, drąży, myśli, szuka zapomnienia... tak jakby na marne. Pierwsza osoba – nie potrafi zrozumieć jego toku myślenia. Druga osoba – ma poczucie humoru, ale to byłoby na tyle. Trzecia osoba – zero wspólnych tematów, cóż za zrządzenie losu! Czwarta osoba – inny wszechświat, dziewiąta galaktyka. Piąta, szósta, siódma osoba… Smutek. Jego energia życiowa jest bliska zeru. Pomocy! Enta osoba – dawca energii! Jak cudownie, przecież właśnie tego szukał! Wszak widzi jak emanuje od niego jasna poświata pozytywnych uczuć. Jest okazja, aby naładować swój akumulator i następnie spróbować żyć normalnie. Kilka spotkań. Podczas każdego zabiera dla siebie garść życiowej energii. Wbija igłę w mózg drugiej osoby, kradnie wartościowy płyn, zasysając go w strzykawkę. Następnie niczym narkoman, wstrzykuje mieniącą się ciecz do swojego krwiobiegu. Wszystko to jest niewidzialne dla ludzkich oczu. Niestety… Inaczej mógłby ktoś zareagować.

Dawca energii – czuje, że coś jest nie tak. Jest osłabiony rozmyślaniem i poplątanymi myślami. Nie lubi być wykorzystywany, a właśnie tak się czuje. Jego intuicja nie często się myli.

Pasożyt zdobył niezbędną energię. Naładował swoje akumulatorki. Spotkania nie są już potrzebne. Ulga.

Dawca energii - funkcjonuje normalnie, bo ma mnóstwo życiowej energii. Mija czas. Osoba zapomina o całej sytuacji. Siła w całości się odradza.

Energię człowieka można porównać do akumulatora samochodu. Jeśli źle zostanie wyeksploatowana, to utracimy ją. Oczywiście możliwe jest jej odzyskanie, lecz to wymaga większego wysiłku i czasu. (Słuchajmy przez dłuższy czas radio, podczas gdy nie będziemy odpalać auta. Akumulator się rozładuje. Żeby auto ponownie zapaliło, konieczny jest duży zastrzyk energii z prostownika. Cała sytuacja, nie zaszłaby, gdybyśmy rozsądnie korzystali z samochodu.) Warto zatem pamiętać, by nie doprowadzić naszej energii do poziomu dead, czyli „0”.

Posiadł energie, lecz nie potrafi nią dobrze zarządzać. Zamiast sprawić, by się mnożyła i ewoluowała, to powoli zanika. Zdaję sobie sprawę, że to trudne. W końcu, to nie on ją zrodził. Coś jakby ciało obce wewnątrz niego.

Siostro! Potrzebny zastrzyk! Poproszę positive infusione virtutis! Szybko! Czuje, jak odpływają od niego siły…

Przy następnym spotkaniu wgryzł by się w jego szyję i wyssał ciecz, połykając do wewnątrz swojego ciała. Po raz kolejny stałby się wampirem, czerpiącym moc i siły z innej osoby. Nie pozwoli już na to! Niech sam się odrodzi, tworząc samemu energię do życia. Gdy już tak się stanie, chętnie opowie co u niego. Jeśli jednak brak mu siły, niech odnajdzie kolejną dobrą, nieświadomą duszę, która podzieli się swoją energią. Powodzenia. On tym razem podziękuje.

sobota, 12 listopada 2011

Pokręcenie.

Niedawno doszłam do wniosku, że prawdziwe, intensywne życie jest tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Dążymy do realizacji swoich celów – jakichkolwiek (i tych malutkich, i tych większych). Lecz, gdy już uda nam się je zdobyć, to coś innego zaczyna się walić, zmieniać na gorsze. Co za zrządzenie losu! Jakby to co jest aktualnie dobre, nie mogło zostać dobre, a my moglibyśmy wtedy zająć się kolejną rzeczą. Posiadamy miłość, to często zaniedbujemy przyjaciół. Nie mamy miłości, to akurat mamy gorszy kontakt z przyjaciółmi (…pewnie są zapracowani). Oddamy się w 100% pracy, to zaczyna nam brakować miłości. Masz ochotę wyjść na miasto i wypić, to akurat inni mają lenia. Następnego dnia postanawiasz zostać w domu – otrzymujesz informację, że wszyscy Twoi znajomi wychodzą dobrze się bawić. Idziesz do sklepu i widzisz super ciuchy, ale akurat brakuje Ci gotówki. Innego dnia idziesz na zakupy z zamiarem posiadania czegoś nowego – nic nam się nie podoba. Mamy szynkę, to zapomnieliśmy kupić bułek. Jest kawa, brakuje nam mleka! Świat jest zwariowany! Zbyt często wszystko się mija – litości!

A najgorsze (…bądź też najlepsze) jest jednak to, że jeżeli my sami czegoś nie zmienimy lub nie zrobimy, to nikt tego nie zrobi! Świat jest zbyt egoistyczny… Miłość sama nas nie odnajdzie, jeśli nie przyzwolimy jej do nas przyjść lub jej nie pomożemy. Przyjaciele nie będą naszymi przyjaciółmi, jeżeli nie oddamy im cząstki siebie. Znajomi nie wyjdą na miasto, gdy im się nie chce, bo Tobie się od tak chce. Bułki same do Ciebie nie przyjdą. Mleko również.

I co teraz? Bierzemy odpowiedzialność za swoje życie w swoje ręce. Prościzna!

wtorek, 1 listopada 2011

Jesienny złoty deszcz.


Z dala od zgiełku są takie miejsca, gdzie liście wydają się być bardziej żółte, a powietrze czystsze. Pod wpływem delikatnego powiewu jesiennego wiatru, spadają wesoło kolorowe liście, szybując w powietrzu zalotnie. Złoty deszcz. Szybki oddech, jak i szybkie życie uspokaja się na ten czas. Zwracam uwagę na błękit nieba, podziwiam kształt chmur.
Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy siedziałam na trawie pod jabłonią i nadchodziła burza. Niebo zrobiło się ciemniejsze, ale pozostały na nim białe obłoki. Z uśmiechem na twarzy nadawałam każdemu z osobna „życie”. Jeden obłok przypominał mi zwierzę, inne człowieka, kolejne jeszcze coś innego. To był beztroski czas i wiem, że już nigdy nie wróci. Chwilami jest mi z tego powodu smutno, lecz tłumaczę sobie, że taka jest kolej rzeczy...
Dorastamy, patrzymy na życie z innej perspektywy. Coraz trudniej jest nam zauważyć w obłoku jakiś obraz. Ograniczamy się do racjonalnych myśli i działań. Potem już jest tylko gorzej. Zero w nas jest spontaniczności, zaczynamy myśleć schematami, bądź też wszystko upraszczamy. Całość ma cztery smaki i siedem kolorów z tęczy.
Czas mija, a my się starzejemy. Codziennie o 23:59 zostaje nam wyrwana jedna kartka, z naszego kalendarza. Każdego kolejnego dnia, mamy jeden dzień mniej. Chwała tym, którzy nie myślą o tym w ten sposób – można zwariować! :)
Po co więc się smucić przez długi czas i spędzać dni w szarości? Fakt, kilka „szaraków” jest niezbędnych, by zachować równowagę, lecz tylko kilka! Nie pozwalam na więcej ;) Każdy może stworzyć swoją własną paletę barw i dziesięć dodatkowych smaków.



Tej jesieni świat się nie zmieni, ale pamiętaj, Ty możesz.”
- Dev